Tytuł płyty jest
dość wymowny - szczególnie dla chłopaków z zespołu, którzy doskonale wiedzą ile
czasu kosztowało ich nagranie i wydanie tego materiału, ale również dla mnie
jako długoletniej fanki zespołu. Mam to szczęście, że znam chłopaków już kilka
lat i traktuję ich trochę jak młodszych braci, których nigdy nie miałam. Z
niecierpliwością czekałam więc na tę płytę jako słuchacz, ale też dopingowałam
jako "dobry duszek" zespołu.
Dla mniej wtajemniczonych
na początek garść informacji. Zespół powstał w 2011 roku kiedy Szymon, Wojtek i
Daniel byli jeszcze w liceum. Myślę, że nie obrażą się jeśli nazwę ich
lokalnymi patriotami, bowiem nazwa zespołu nawiązuje do dawnej nazwy Ząbkowic
Śląskich, z których pochodzą, a w każdym medialnym wystąpieniu z dumą mówią o
swoich korzeniach. Chociaż ze względu na to, że na stałe mieszkają i pracują we
Wrocławiu mogą być klasyfikowani również jako zespół wrocławski.
Już sama okładka,
której autorem jest Konrad Karolczyk, potrafi zachwycić. Jeśli można namalować
muzykę to myślę, że ten obraz doskonale oddaje nowe dźwięki jakich dostarczają Frankenstein Children. Na krążku znajduje się jedenaście
kompozycji, w relacji trzy do ośmiu z
przewagą utworów w języku angielskim. Jednak zapewniam, że w obu językach
wszystko brzmi świetnie. Dla mnie faworytem jest „Better start”, głównie ze względu na warstwę liryczną, ale też
powoli rozwijającą się kompozycję, która pozwala na stopniowe przyswojenie
melodii i usłyszenie kolejnych warstw dźwiękowych. Jestem też pozytywnie zaskoczona
„Drift in”, „Cool” i „Wheel” , bo
pamiętam je doskonale z wcześniejszych koncertowych wykonań. Aktualne aranżacje
tych piosenek pokazuję ogromny postęp w twórczości chłopaków. Na uwagę
zasługuje też singlowy „Oddech” – za
produkcję muzyczną w tym przypadku odpowiada Radek. Utwór ten spokojnie
wprowadza nas w klimat odległych krain i „nie odkrytych jeszcze miejsc serca”.
Zdecydowanie jest w nim coś magicznego i idealnie sprawdza się w roli wizytówki
płyty i zapowiedzi nowego brzmienia zespołu.
Nowa płyta
niewątpliwie jest dojrzalsza, nic dziwnego w końcu chłopaki mimo nadal młodego
wieku, zdążyli nieco wydorośleć i grają już ze sobą 8 lat! W nowym materiale
jest dużo przestrzeni i głębi. Słychać, że utwory są dopracowane, na pewno duże
zasługi ma w tej kwestii Marcin Pater odpowiedzialny za miksy i produkcję
płyty. Gatunkowo nowe utwory balansują na granicy alternatywnego rocka i
elektroniki. Źródła zmian stylistycznych można upatrywać w dołączeniu do składu
Radka, który oficjalnie zmienił status zespołu z trio na kwartet latem 2017,
kiedy stał się czwartym ogniwem Frankenstein
Children.
Płyta jest dość
spokojna, mogłabym nawet rzecz, że nieco senna, ale nie dajcie się zwieść! Po pierwsze
to jej zaleta, bo chwila wytchnienia i wyciszenia podczas słuchania takiej
płyty przyda się przecież każdemu, prawda? A po drugie ten chilloutowy klimat
"przyjmie się" zarówno w ciepłe letnie wieczory, jak i w jesienne
chłodne popołudnia, kiedy z kubkiem herbaty siedzimy w domu owinięci w ciepły
koc. Ponadto jako stała bywalczyni na koncertach chłopaków (w nowym i w starym
składzie), zapewniam, że w tych momentach na płycie kiedy myślicie sobie
"o, tutaj mogliby mocniej zagrać!", na koncertach na żywo zagrają mocnej!
Debiutancki album
z grudnia 2016 "I'm Here
Somewhere" był mocniejszy to fakt, ale członkowie zespoły też byli
inni. Wtedy było to bardziej brudne, garażowe granie, ale chwała im za to! Tak
miało być, a co najważniejsze było to dobre i autentyczne. Patrząc na setlistę
tamtej płyty nadal w głowie słyszę refreny i riffy z utworów "Dislove", "Blue Sky" czy "Still& Free" (i liczę, że nadal będą pojawiać się
na koncertach!). Równocześnie bardzo się cieszę, że zespół
świadomie zmienił trochę kurs i stylistykę, nie zatracając w tym procesie
jakiejś nieuchwytnej cechy, która nadal ich wyróżnia. Charakterystyczny głos
Szymona, który pewnie niektórzy nazwą manierą, dla mnie jest dużym plusem i
czymś dzięki czemu od razu można rozpoznać, że jest to utwór Frankenstein Children. Ale sam wokal
"nie zrobiłby roboty" bez spójnej melodii, jaką kiedyś tworzyła
dwójka a teraz trójka pozostałych chłopaków z zespołu. Jest coś przyciągającego
i intrygującego w muzyce, którą tworzą, choć nie potrafię tego nazwać. Z
perspektywy laika mogę tylko stwierdzić, że w zespole panuje dobra energia,
która na koncertach kumuluje się i ze zdwojoną siłą jest przekazywana publice. Kiedyś
po ich koncercie stwierdziłam, że przebywanie w ich towarzystwie, słuchanie ich
muzyki i uczestniczenie w ich koncertach działa terapeutycznie. Podtrzymuję tę
opinię!
Zachęcam,
abyście wyruszyli z nimi w tę nową podróż muzyczną i zatopili się w kojące
dźwięki zapisane na płycie CD a potem zweryfikowali materiał podczas koncertu
na żywo. Zapewniam, że warto!
Tytuł: Patience
Autor: Frankenstein Children
Wydanie: 2019, Agora S.A.
Skład:
Szymon Paczkowski – wokal, gitara basowa
Wojtek Opioła – gitara, wokal
Daniel Moskal – perkusja, wokal
Radek Baranowski – klawisze, wokal, gitara
To dzisiejszy dzień jest idealny na przesłuchanie ich nowej płyty! Chłopaki są z Ząbkowic wiec muszę się w nich wsłuchać :)
OdpowiedzUsuń