“Codziennie myślę o dźwiękach, i nie wiem co musiałoby się zdarzyć, żeby to się zmieniło” - Wywiad z Radkiem Baranowskim (8/08/2019)

fot. Linda Parys


Radek Baranowski - multiinstrumentalista, producent, aranżer, dobry człowiek. Ten rok był szczególnie obfity w wydawnictwa z jego udziałem. Oprócz muzycznych działań z  Frankenstein Children, udzielał się muzycznie lub producencko w takich składach jak: Charlie Kilo, Monsieur Premiere, Kutera, Moongoat, Motorboats, Squid. Prywatnie mam przyjemność nazywania go swoim kumplem, choć ze względu na różne zajętości, na żywo spotykamy się raczej tylko w okolicznościach muzycznych. Thank God for the Internet! 👊
Spotkaliśmy się w sali prób i pracowni, czyli praktycznie w drugim domu, muzycznie zakręconego Radka z Frankenstein Children. Trochę sobie porozmawialiśmy od serduszka o motywacjach, zajawkach i o wrocławskiej scenie muzycznej.
Zachęcam do lektury :)
O: Kiedy poznałam Cię trzy lata temu, byłeś w zespole Black Street Noise, ale z tego co wiem zawiesiliście działalność. Obecnie jesteś pełnoprawnym członkiem zespołu Frankenstein Children i udzielasz się też w innych projektach. Generalnie gdzie nie spojrzę to tutaj gitarka, tutaj klawisze. Co możesz powiedzieć o tych projektach? Czemu tak krążysz między nimi? Czy to samo przychodzi?
R: Przychodzi samo. Jestem człowiekiem, który chce jak najwięcej działać. Lubię się bratać z ludźmi i kiedy ktoś potrzebuje ode mnie jakiejś pomocy muzycznej - zawsze chętnie jej udzielę. Sam też mam z tego radochę i też uczę się przy tym od innych.
O: Czyli każdy nowy projekt traktujesz jako wyzwanie, jako coś nowego, rozwijasz siebie…
R: Tak, tak. Jednak nie zawsze jest tak, że traktuję coś jako jakiś zobowiązujący projekt. Po prostu działam, bo chcę. Jeśli ktoś mnie poprosi, żebym coś nagrał, to (o ile dana rzecz mi się podoba) zrobię to. Tak samo w kwestii zagrania gdzieś, z kimś koncertu i tak dalej. Czasami są to większe przedsięwzięcia, czasem trochę drobniejsze, ale zawsze wyciągam z tego jakąś cenną lekcję. To też później może ewoluować w coś większego, w perspektywie dłuższego czasu. Kiedy zgadzam się, by coś dla kogoś zrobić, totalnie nie mam w głowie tego, co by mogło z tego wyniknąć w przyszłości. I potem mijają, na przykład, dwa lata i nagle się okazuje, że pojawia się grubszy temat.
O: Rozumiem. Nawiązała się jakaś relacja, ktoś Cię pamięta z poprzedniej współpracy.
R: Tak, dokładnie.
O: Dobra. A cofając się jeszcze bardziej w przeszłość – kim chciałeś być jak byłeś dzieckiem? Czy zawsze te marzenia były związane z muzyką?
R: Do ósmego roku życia myślałem, że będę badał przyrodę.
O: Hmm, okej…
R: Później zacząłem się łapać na tym, że coraz częściej frajdę sprawiało mi słuchanie muzyki i udawanie przed lustrem, że gram na instrumencie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to już jest znak, by zacząć coś w tym kierunku robić. Osobiście uważam, że zacząłem dosyć późno – mając trzynaście lat zacząłem grać na gitarze.
O: A w rodzinie był ktoś, jakiś wzór dla Ciebie? Czy po prostu tak to do Ciebie przyszło, jako nowe hobby?
R: Mam wujka, który coś tam gra na gitarze, dla przyjemności, ale chyba nigdy nie wiązało się to z potrzebą bycia artystą. Ja od samego początku czułem, że chcę pisać swoje utwory. Nie grałem dużo coverów w swoim życiu, praktycznie wcale. Zawsze skupiałem się na swoich rzeczach.
O: Mówisz o aranżach? Czy teksty też?
R: Nie, teksty nie. Miałem oczywiście jakieś tam próby jako młodziak, ale zaniechałem to. Niemniej jednak, nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa w tej kwestii.
O: Czyli oprócz planu jakim było zostanie badaczem przyrody, to ścieżkę kariery już sobie dawno wyznaczyłeś?
R: Tak.

fot. Ania Dobro

O: Teraz mam taki poważniejszy temat, mianowicie, gdybyś miał uszeregować i przyporządkować procentowy podział elementów takich jak: talent, szczęście, karma, dobra organizacja, cierpliwość, ciężka praca i mocny charakter; bo uważam, że są to czynniki, które składają się na sukces w branży muzycznej, to jakbyś to ustawił?
R: Wszystko po równo, z delikatną przewagą ciężkiej pracy. Jest bardzo ważna. W moim przypadku te czynniki się w miarę równoważą.
O: Dobra, czyli ciężka praca byłaby korzeniem. Jednak gdybyś nie miał talentu, nie trafił na dobrych ludzi, nie byłbyś dobry i ta karma by nie wracała, nie ćwiczyłbyś i nie miałbyś cierpliwości, to nic by z tego nie było, tak?
R: Tak jest.
O: Czyli to taka kulka mocy jest…
R: Dokładnie, taka kulka mocy. Wymagająca od człowieka wszystkiego po trochę.
O: A jaką cechę w ludziach najbardziej cenisz? Niby nie związane z tematem, ale w muzyce relacje międzyludzkie też są bardzo istotne.
R: Podczas współpracy najważniejszy dla mnie będzie chyba wspólny cel i konsekwencja w dążeniu do niego. A generalnie u ludzi to najbardziej cenię sobie szczerość i odwagę do bycia zdecydowanym na cokolwiek w stu procentach.
O: Rozumiem, żeby mieć główne założenie w życiu i każdą pomniejszą decyzją zbliżać się do założonego celu. Świadomie wybierasz w którą stronę skręcasz?
R: Tak. Nie zastanawiam się zbyt długo i staram się robić stanowcze kroki. Nie żałować, tylko wejść w to, co chcę na sto procent, bo, moim zdaniem, tylko wtedy to ma jakikolwiek sens.
O: No dobra, a czy odrzuciłeś kiedyś jakąś propozycję? Z tego co wiem, to zwykle ludzie Ciebie proszą o współpracę, a jest tego tak dużo, że chyba nie zawsze masz czas, żeby powiedzieć „Siema chłopaki, chciałbym z Wami zagrać”, bo ciągle masz co robić. Przynajmniej ja tak to widzę. Zdarzyło Ci się odrzucić coś, co Ci nie leżało?
R: Oczywiście, zdarzało się tak. Zawsze zdaję sobie sprawę z tego, ile w danym momencie mam czasu i kiedy jest go mało to później, przez chwilę, się na siebie złoszczę, gdy znowu wziąłem na siebie więcej niż planowałem. No ale taki już jestem. Chcę robić rzeczy!
O: Okej, czyli ta chęć jest silniejsza niż rozsądek?
R: Tak. Tym bardziej, gdy robię coś z moimi przyjaciółmi z różnych składów, które oboje znamy. 
O: Czyli naturalnie to od Ciebie wychodzi?
R: Tak jest.
O: Wspomniałeś o kapelach, które oboje znamy. Wiem, że nie jesteś z Wrocławia, ale jesteś już związany z tym miastem i z jego sceną muzyczna…
R: No chyba tak (śmiech).
O: W moim odczuciu tak, a podobno trochę na tej scenie się znam (śmiech)…
R: No w końcu jesteś ambasadorem!
O: Tak mówią, dziękuję. W takim razie co myślisz o wrocławskiej scenie muzycznej?
R: Obserwuję tę scenę bardzo uważnie i robiłem to zanim jeszcze się tu przeprowadziłem. Grając z BlackStreet Noise, nikt z zespołu nie mieszkał we Wrocławiu. Wbiliśmy się tak trochę znikąd. Zaczęliśmy wysyłać swoje rzeczy do ludzi i klubów z Wrocławia, bo w naszej małej mieścinie nie było perspektyw na rozwój. Już wtedy wiedziałem mniej więcej co się tu dzieje i jakie są zespoły, mimo że nie znałem tych ludzi osobiście. Po jakimś czasie tu zamieszkałem, a potem to samo zrobiła reszta składu BSN i od słowa do słowa, prędzej lub później - każdy z każdym zaczął działać. A przynajmniej tak mi się wydaje. Teraz Ci ludzie o których wtedy słyszałem, są moimi kolegami, często jest tak, że coś wspólnie robimy i to jest super. A wracając do wrocławskiej sceny. Zauważyłem, że są pewne środowiska. Różne ekipy, składające się z różnych artystów, którzy mają takie swoje ekosystemy, w których działają – wzajemnie się wspierają, pożyczają sobie sprzęt, grają wspólnie koncerty, nagrywają piosenki i tak dalej. To jest ekstra i myślę, że warto te środowiska jak najbardziej zintegrować. Uważam, że właśnie to się teraz dzieje i że w ostatnim czasie te relacje między różnymi lokalnymi artystami zaczęły się coraz bardziej zacieśniać. Pamiętam czasy, kiedy było kilka zaprzyjaźnionych zespołów i każdy myślał tylko o sobie, o swojej indywidualnej ścieżce.
O: Tak, szczerze mówiąc, ja tak samo wspominam muzyczny Wrocław przed kilku laty, że zawsze były jakieś trzy składy, które często się przewijały, ale nigdy nie miałam takie poczucia, że te zespoły znały się między sobą.
R: No właśnie! Teraz czuję się tak jakby powoli tworzył się jeden wrocławski zespół, jedna ekipa, która współdziała i zbiera coraz więcej ludzi. I oby było tylko lepiej!
O: Jasne, czyli pozytywnie patrzysz w przyszłość, że te relacje, które się zbudowały na wrocławskiej scenie będą tylko rosły w siłę?
R: Tak, dokładnie! Mam taką nadzieję. Jako człowiek dążę do tego, żeby pielęgnować takie rzeczy. Jeśli się coś dzieje, to niech tak będzie. Trzeba dać temu przestrzeń i czas – niech dzieje się samo.
O: Czyli jest lepiej na wrocławskiej scenie? Idzie ku dobremu?
R: Moim zdaniem tak.
O: Dobra, ten temat mamy przegadany. Wyczuwam – a właściwie znając Cię wiem -  że muza jest totalnie Twoim światem i wokół niej kręci się całe Twoje życie i czerpiesz z tego w każdej dziedzinie. Daje Ci to satysfakcję i wiążesz z tym swoją przyszłość zarobkową. Wydaję mi się, że w innej branży sam siebie chyba też nie widzisz.
R: Zdecydowanie nie.
O: Jak oboje wiemy, jest to dość ciężki kawałek chleba. Chciałam zapytać czy miałeś kiedyś chwile zwątpienia albo załamki, zastanawiałeś się, czy na pewno warto iść w to dalej?
R: Nigdy nie miałem.
O: Nigdy?
R: Nigdy.
O: Wynika to bardziej z Twojego usposobienia, czy po prostu nigdy nie zdarzyło się coś, co pozwoliłoby Ci zwątpić?
R: Zdarzyło się wiele rzeczy, które mogłyby sprawić, że zwątpię. Jestem po prostu bardzo upartym człowiekiem. Już dawno się pogodziłem z tym, że to będzie długa droga, ale udało mi się poukładać wszystkie życiowe obowiązki i plany tak, że mogę to robić [tworzyć muzykę] w takim wymiarze czasu, w jakim chcę i potrzebuję. 
fot. Linda Parys

O: Fajne jest to, co mówisz, bo wychodzi na to, że to co szanujesz w innych osobach i za co je cenisz - sam to masz. A czy masz w głowie założony plan, gdzie będziesz za 5 lat?
R: Nie mam konkretnego planu, ale wiem, że na pewno będę robił muzykę. Nie wiem, co musiałoby się zdarzyć, żeby to się zmieniło.
O: Oby nic!
R: Dokładnie, oby nic!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz